Dzisiaj postanowiłem sprawdzić czy moja tarcza w zagłębiarce ma na pewno 48 zębów. Żeby było szybciej zacząłem liczyć palcem w czasie przejazdu. Niestety obroty miałem na maksa i po ułamku sekundy się pogubiłem w rachunkach
.
Dosłownie przedostatnie cięcie tego dnia. Odcinałem wąski skrawek płyty i jak to zwykle chciałem go przytrzymać, żeby nie spadł na podłogę. Do tej pory się zastanawiam, dlaczego zacząłem go łapać dokładnie pod tarczą
. Miałem kupę szczęścia, a na pewno więcej jak rozumu. Tylko mi liznęło po palcu, tak ino dobry milimetr w głąb na 2,2 rozwarcia
nie licząc rozerwanej skóry dookoła ,także skończyło się na solidnym grubym plasterku. Na szczęście tarcza nie była wiele wysunięta, bo mógłbym troszkę mniej śmieszkować. Inna sprawa, że byłem tak padnięty, że godzinkę wcześniej miałem definitywnie zamknąć norę, ale stwierdziłem, że przygotuję sobie jeszcze na jutro formatki coby nie hałasować "francą" w niedzielę.
Chyba mi Bozia pogroziła delikatnie paluszkiem, że w niedzielę się jednak nie pracuje.
Także piekące, załzawione od pyłu gały, pulsujące zmęczone nużęta i mocno znużona psycha - czasami lepiej odpuścić