Kto nie strzelał z kbk Ak 7,62 czyli z "kałacha" ten nie wie co to jest strzelanie.
Pamiętam jak 1981 r w Olsztynie na SPR-rze trzy razy w tygodniu strzelaliśmy z tej "armaty"
Stosowało się triki typu opalanie świeczką muszki i szczerbinki ,żeby refleksów nie było.
Było strzelanie nr 1 - 5 pięć pojedynczych i nr 2 - już nie pamiętam ile pojedynczych ale była też seria.
Pamiętam też jak strzelaliśmy w nocy świetlnymi , ku**a potem naprawdę zawsze się chowałem za przegrodą.
Raz jak miałem zapalenie ścięgna Achillesa robiłem za "pozoranta" , wyje**łem chyba z 10 magazynków "ślepaków".
Pierwszy i ostatni raz się zgłosiłem -czyściłem moją "armatkę" chyba przez godzinę. Potem dowiedziałem się ,że żeby krócej czyścić wystarczy przestrzelić jednym "ostrym". Ale to było nierealne.
U mnie plutonie naprawdę dbaliśmy o broń, nasz dowódca plutonu ( na szkole w stopniu kapitana) miał zwyczaj wpadać na "kompanię" w najmniej odpowiednim momencie i robić przegląd broni w magazynku. Biada temu ,którym miał brudną. Jeździliśmy do domu co dwa tygodnie, ten który miał brudną kiblował nawet dwa razy.
Ten Gościu ( artylerzysta zresztą) powtarzał zawsze ,że żołnierz musi pamiętać dwie rzeczy :
- kiedy się urodził
- i jaki ma numer broni.
Ja , i inni, wyrwani w nocy ze snu śpiewaliśmy jak z nut numery własnej broni .
Jak poszedłem do "cywila" już nigdy nie strzelałem. To nie jest dla mnie zabawa.
Sorry. Nie chciałem nikogo urazić.