Nie wiem,nie liczę kalorii.
Jem to samo co lubię tylko bardziej rozważnie. Jak mam na coś smaka to sobie nie odmawiam, tylko tak z rozsądkiem dla zaspokojenia mózgu.
Oczywiście zero cukrów itp, pieczywa jasnego,makaronów itp. Lubię ale okazuje się , że można bez tego żyć i nie cierpieć.
Takie liczenie wszystkiego może doprowadzić do paranoi.
Poza tym katowanie się jakimiś dietami skutkuje po ich zakończeniu efektem jojo i cały misterny plan wpi**u.
Do tego ruch systematyczny i jakoś idzie

Daleki jestem od wyznaczania sobie wygórowanych i mało realnych celów bo i po co. Ma być tak żebym się dobrze czuł i widział postępy.
Najważniejsze , że kilka miesięcy temu włączyłem myślenie i ruszyłem po latach zaniedbań doopsko z krzesła.
Wszystkie dotychczasowe efekty są jakby przy okazji powyższego

A skoro jest postęp to szukam sposobów żeby go zintensyfikować.