gwoździe to pikuś, kilka razy już tak miałem jak jeszcze z ojcem robiłem, ludzie na wiosce różne dziadostwo zwozili aby im coś z tego zmajstrować. Dziurawe, krzywe, mokre, zgniłe, spruchniałe albo i deski szalunkowe, ot życie na wsi lat 90tych.
Raz za to się trafił rodzynek, znajomy przywiózł dechy dębowe z przeznaczeniem na stolnicę masarską, tak ok 200x90cm.
Materiał miał być prima sort bo u niego przeleżał ze 40lat w stodole a ścinany był ponoć po zaraz po wojnie
Na początku fajnie szło, dechy grube, niewypaczone i praktycznie bez sęków, no bajka. No i wyszło... noże w grubościówce połamane i kupa nerwów i pomstów... gwoździ nie było tylko..... pociski karabinowe! I to przeciwpancerne musiały być bo w środku niektóre miały taki rdzeń co go nie szło niczym zarysować nawet i na nich poległy noże. Wydłubaliśmy ich mały słoiczek na pamiątkę. Gdzieś pewnie u ojca jeszcze leżą...
PS.
A materiału zazdraszczam
@wioskomaniak