Mój syn ma juz 8 lat, gdy miał ich 4 czy 5 stwierdziłem, że mu stół warsztatowy zbuduję. Trwało to wieki, plany się zmieniały i powstał taki frankenstein.
Na początku miały być nogi z gotowych kantówek i blat w wiórówki lub sklejki. Ale nabrałem odwagi, a potem odezwał się jeden kumpel, że ma trochę materiału.
Ostatecznie nogi powstały nadal z tego co kupiłem przed laty w Casto, ale blat to już klejonka czereśniowo-orzechowa.
Nogi i łączyny połączyłem na czopy "obce" przy użyciu Soudala. Po tygodniu klej skruszał i całość rozpadła się jak domek z zapałek. Więc ponowne czyszczenie i klejenie Kleiberitem.
Kierunku słojów czopów nie uwzględniłem. Jeden się potem rozpychał i pojawiło się pękniecie w nodze.
Blat poklejony Rakollem Expres. Za szybki dla mnie. Powstały spore przesunięcia i dzięki temu dużo strugania miałem. Blat do nóg połączony 16 kołkami, a nawierty wykonałem przy pomocy znaczników Wolfcraft i prostego jiga. Wyszło tak precyzyjnie, że położyłem blat na kołkach i praktycznie sam osiadł ;-)
Pokryłem OSMO do blatów.
Materiał na tyle jest stabilny, że blat prawie nie klawiszuje, chociaż poukładany był nie technicznie, tylko pod względem rysunku drewna.
Kantówki ciąłem na ukośnicy Parkside, z tarczą Parkside, tak więc z kątami walczyłem.
Za to blat już przycinałem zagłębiarką Parkside na szynie, ale z tarczą Bosch Expert. Precyzja w 100%. Docinając blat do ostatecznych rozmiarów rozciąłem wzdłuż klejenia ;-)