Sąsiedzi zasugerowali najpierw pocięcie na np metrowe kawałki piłą łańcuchową (mam), a później na takie do pieca cyrkularką, żeby nie zużywać niepotrzebnie łańcucha.
Co o tym myślisz?
Może nie jak myślę, a jak robię.
Łańcuchową - grubsze, wstępnie (podobnie jak ty). Szablasta - gałęzie cieńsze lub jak mi się nie chce wyciągać łancuchowej. Po drugie jest ekonomiczniejsza, bo nie muszę lać oleju. Jeden agresywny brzeszczot bosza wychodzi mnie mniej niż litr oleju (kupiłem trochę na zapas), a wystarcza na dosyć długo, jeżeli materiał w miarę czysty. Jako, że w łańcuchowej nie mam regulacji podawania oleju, a tnę przy różnych temperaturach, więc czasem szybko ubywa. Do cieńszych gałęzi robi sie to dla mnie nieopłacalne. Jako, że prądy poszły w górę - praca jałowa silnika pilarki tarczowej o sporej mocy też ekonomiczna nie będzie, ale to zależy od tego jak szybko będziesz wrzucać opał na blat i ile tego będzie.
Jeżeli masz łańcuchową, to wydaje mi się, że wystarczy, jeżeli zmienisz metodę cięcia, czyli np. na stojak zarzucisz 3-4 sztuki wzdłuż. Robie czasem tak z grubszymi, ale prostymi gałęziami (10 cm), długość szabli jest lepiej wykorzystana, a odcięte kawałki po prostu spadają, więc nie naraża za bardzo na zaklinowanie i odbicie.
Odnośnie łancucha - szkodzi piach i przegrzanie. Warto sprawdzić materiał i czy olej dobrze podaje. Przy cięciu gałęzi nie zużywa się jakoś mocno - chyba bardziej chodzi o ekonomię. O łańcuchy dbam sam, podostrzam ostrzałką elektryczną (da się jak najbardziej), nie czekam aż stępi się na amen, co przy okazji grozi też przegrzaniem. W takim stanie ludzie oddają nieraz do punktów ostrzenia (sam tak kiedyś robiłem) i oczekują na cuda, że z długości zębów prawie nic nie ubędzie.
Cięcie opału na pilarce pewnie trochę ją rozkalibruje, więc 2w1 wydaje mi się średnim pomysłem.