Ja też jak Meksykanin i morzeimozna. Tylko do chwili zniknięcia szczelin. Ale przy pierwszych klejonkach, jak nie dysponowałem wyrówniarką ani grubościówką, tylko ściskami rurowymi i lamelownicą, zakładałem na korby tak duży klucz płaskooczkowy, jaki się zmieścił i jechałem z tematem, aż szkliwo w zębach skrzypiało. I też bię kleiło i trzymało. Przetestowane w ciężkich warunkach, bo mówię o blacie pierwszego stołu warsztatowego, który czasami obrywał młotem bez litości i nic. Natomiast zgadzam się z Gringo, że jutubowe ilości kleju to jakiś absurd. Robią to pod publikę i nic poza tym. Ja używam rowkowanego wałka do kleju i nakładam go tyle, żeby po ściśnięciu wyszedł ze szczelin, ale jak najmniej kapał.