Właśnie skończyłem dzisiejsze dłubanie przy heblarce. Jak zaczynam to pisać jest 1:24. Zabrałem się za nią późnym popołudniem, bo jednak oprócz dłubania trzeba też zarabiać na życie. A że chcę jak najszybciej skończyć...
Z plusów byłem dziś w warsztacie, który naprawia takie rzeczy i dowiedziałem się, że łożyska są wporzo, trzeba tylko dobić smaru. Ten luz, który wyczułem, to podobno normalna sprawa. Po raz siedemdziesiąty trzeci: nie znam się.
Wczoraj przyszedł też nowy pas, w porównaniu do starego wydaje się dość cienki i wątły, ale podobno taki ma być. OK.
Oszlifowałem dziś górny korpus, stoły i osłonę pasa. Pomalowałem czarnym Hammeritem stoły od spodu, korpus wewnątrz i osłonę pasa z obu stron. Coś mi się wydaje, że przeżyła już zerwanie pasa, bo blacha, z której jest zrobiona, wygląda, jakby ją pies wszamał i zwrócił. Dlatego jako jedyna będzie w czarnym macie, zresztą i tak nie będzie jej widać, bo jest z tyłu.
wygląd powinien być drugorzędny
Zgadzam się i jest drugorzędny, nawet napisałem na początku coś w stylu, że nie chcę utknąć z czymś, co nie spełnia swojego zadania, a tylko ładnie wygląda.
Ale jak coś cieszy oko, to chętniej z tego korzystam. Gadżeciarz ze mnie i tyle. Nie zabijam się o idealnie równą powierzchnię w miejscach niewidocznych. Ot, zrywam starą farbę i zabezpieczam antykorozyjną. Ale resztę robię tak dokładnie, jak potrafię. Może gdybym kupił heblarkę w lepszym stanie, nie zwracałbym uwagi na jej wygląd. Ale ta przekraczała granice mojej tolerancji i kupiłem ją z założeniem renowacji. Natomiast została sprawdzona i struga bez zastrzeżeń. Włączyłem ją tylko na chwilę, bo bałem się o ten sparciały pas, także prawdziwy test dopiero po złożeniu.
Jestem naprawdę wdzięczny za wasze uwagi, rady, podpowiedzi i komentarze. Czuję, że mi towarzyszycie, a przywykłem, że wszystko robię sam i trudno mi opisać, jakie to fantastyczne uczucie dzielić swoją pasję z kimś, kto ją rozumie. Także słucham Was wszystkich uważnie i naprawdę biorę do siebie, co piszecie. Serio, dzięki. Z Wami jakoś łatwiej.