Ja mam DW733 i zreanimowaną, żeliwną wyrówniarkę z 62 roku. Zapłaciłem za nią 3k i włożyłem jakieś 6-7 stów w reanimację, ale taką miałem fantazję, nie musi to tyle kosztować. Jest o niej wątek, zachęcam do obejrzenia zdjęć. Moim zdaniem dwie maszyny to lepsze rozwiązanie, bo jak pomyślę o przezbrajaniu, to mi się odechciewa. Moja "drewutnia" ma niecałe 35 metrów, przy czym jedna ściana i kąt to kraina mojej lepszej połówki. I na mojej części (2/3 terenu) mieści się rząd szafek z ukośnicą (miter station), piła stołowa z wózkiem, stół montażowy z frezarką (ok. 160x80), szafka z piłą promieniową (60x70), szafa narożna na graty, ściana z wieszakami na narzędzia i tarcicę/deski, stelaż na płyty (pod sufitem), taśmówka Kity 613, odciąg workowy i właśnie wyrówniarka. A dojdzie jeszcze strugnica 160x70 i wtedy już chyba będzie ciasno.
Większość stoi na kółkach i wszystko wcale nie jest zepchnięte w jeden kąt. Więc dla mnie argument z brakiem przestrzeni to żaden argument. Trzeba tylko wszystko zmyślnie rozplanować. I tak, jak pisze
@Stasiek, nieużywana wyrówniarka robi u mnie za półkę. Myślę, że trochę polowania i cierpliwości i spokojnie zmieścisz się w budżecie z dwoma maszynami.
Tak przy okazji, parę dni temu kupowałem tarcicę akacjową i facet pyta, czy mi ostrugać za dopłatą. Mówię, że nie, bo mam taką żeliwną wyrówniarkę, więc wolę sam, a on na to: "A, to dobrze, że solidna maszyna, bo to marketowe g... by nie dało rady". Nie miałem do czynienia z "marketowym g...", ale na etapie badania tematu przed zakupem napotkałem takie opinie o tych małych wyrówniarkach, że od razu dałem sobie spokój, choć myślałem o Tritonie. No i zostały trzy opcje: 1. sprzęt za miliony monet, czyli Feldery i spółka, 2. średnia półka cenowa z blatami 25-26 cm i 3. niewiadomego pochodzenia i stanu żeliwo. Wybrałem bramkę numer 3 i nie żałuję. Miała mieć równe stoły, min. 30 cm szerokości (bo DW dużo więcej nie zmieści), trzy fazy i "normalne" mocowanie noży, a reszta była bez znaczenia. Ja chciałem mieć cacucho, więc rozebrałem swoją na kawałki i poświęciłem każdą wolną chwilę przez półtora miesiąca na renowację. Gdybym się spiął, ogarnąłbym temat w półtora tygodnia, licząc schnięcie lakieru i czekanie na części. Dodam, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem. I nie żałuję, robi robotę jak wściekła, mimo tylko 1,5kW mocy. Waży niby 360 kilo, ale jeździ na kółkach i nawet nie puszczam bąków przy przestawianiu. A ten blat 31 cm naprawdę nie jest za duży, powiedziałbym, że do drobnych robót w sam raz. Wiadomo, każdy swoje chwali, ale dołączam się do opinii, że dwie maszyny to lepsze rozwiązanie. Nawet, gdybyś miał pójść w jakiegoś dinozaura i trochę go dopieścić.