Ja kupiłem na początku 4 Stanleya nową. Nie udało mi się ciągle z nim dojść do ładu. W najlepszym razie gdy struga, łamacz wiórów nasuwa się na ostrze i koniec... . Po próbach planowania stopy, wcale nie jest równa - to sprawdzane po przyłożeniu linijki metalowej. Żaba jest wklęsła na środku i nie umiem tego poprawić. Miejsca kontaktowe żaby ze stopą wyglądają jak bez żadnej obróbki maszynowej. Na chwilę obecną się poddałem z nim, może jak znajdę ślusarza który to ogarnie to zacznę go używać. Na razie mam uczucie pieniędzy wywalonych w błoto, opchnął bym go na olx ale wiem że nie działa jak jest bublem to szkoda mi by było przyszłego nabywcy.
Zastanawiając się co zrobić i w czym jest problem (moje umiejętności vs. niedoróbka stanleya) rozważałem zakup stanleya 62, lub jakiegoś chińczyka z niskim kątem lub Pinie (3-48CS). Wybrałem opcję tańszą.
Pinie po naostrzeniu, przeszlifowaniu łamacza wiórów i kontrolnym szlifie stopy działa elegancko. Regulacja jest ok..., no dobra nie umiem uzyskać dość cienkiej strużyny. Albo za mocno stukam w nóż albo za słabo, może za mocno wbijam klin - daje sobie na to jeszcze czas.
W stosunku do struga typu Baileya upi***liwe jest też wyjmowanie noża do ostrzenia, ewentualnego oczyszczenia łamacza. Trzeba się nastukać
Pewną wadą jest też pojawianie się rys na stopie przy pracy z materiałem klasy "deska z palety", "zszarzała deska z garażu". No ale to jest gładzik. Za cenę no. 4 od Stanleya możesz kupić sobie też równiaka lub zdzieraka i szybciej przygotujesz materiał niż samym gładzikiem. Tak przynajmniej mi się wydaje jako laikowi.
Inną drogą może być przerobienia tego gładzika za 100zł na równiak zdzierak gdy się zużyje lub kupi się coś lepszego. Ogólnie przy braku jakiegokolwiek doświadczenia (mój przypadek), polecam Pinie.