Właśnie się wyjaśniło, że .......prawa Murphego orbitują wokół mnie niezmiennie, wobec czego oznajmiam zaciekawionym, że szlifierka mimośrodowa Stanleya wróciła do mnie pięknie oklejona naklejeczkami serwisowymi, a kołysanie talerza jak było tak jest. Żadnego protokołu naprawy, nic.
Dzwonię więc do nich, odbiera miła dziewczyna, po krótkich ustaleniach przeczytała mi, że w urządzeniu nie stwierdzono wad.
Na zapytanie czy mogę porozmawiać z kimś kompetentnym w temacie usłyszałem grzeczną odpowiedź negatywną, z propozycją odesłania sprzętu z powrotem (niby dalej na ich koszt) tylko z prośbą o dokładny opis usterki - fizycznie - na kartce papieru załączonej do urządzenia. Powiedziałem jej, że dokładny opis usterki wysłałem w formularzu zgłoszeniowym, więc czemu mam to czynić ponownie? Rozbrajającym głosem powiedziała mi, ze mają nowy system zgłoszeniowy i serwisanci nie mają jeszcze dostępu do tego systemu. Rozwalony odpowiedzią zapytałem na jakiej podstawie technicy w takim razie rozpatrywali naprawę - nie potrafiła odpowiedzieć, tylko włączyła "foniczny system pętlujący" proponujący ponowne odesłanie sprzętu.
Cycki opadają. Na "szczęście" mam okres rehabilitacyjny, więc jej nie potrzebuję na gwałt i odsyłam z powrotem, ale nerwa troszeczkę mi podnieśli.