U, panie! Przypomniały mi się czasy, gdy pracowałem w teatrze i organizowaliśmy któryś tam festiwal teatrów ulicznych. W jakiejś wiosce zrobiono festyn, zagrało kilka grup teatralnych, m.in. jakiś mongolski zespół. Z miejscowymi chłopakami z domu kultury wciągnęliśmy po piwku, bo upał był niemożebny. Po spektaklu zadowoleni Mongołowie (oni zawsze są uśmiechnięci, nawet jak chcą cię zabić) wyciągnęli buteleczkę Araratu i poczęstowali. Był ciepły... Mocno ciepły... Po dwóch kielonkach turystycznych musiano mnie zamieść miotełką do autokaru...