Mam pytanie mości panowie. Otóż: lekko spaczone drzwi łazienkowe, środkiem odchodzą ok. 0,5 cm od futryny od strony zamka. Jeszcze można je zamknąć, ale wiąże się to z użyciem dodatkowej siły, co przekłada się na pi*****ną "wyjątkowo piękną i takie delikatną i w ogóle" klamkę i jeszcze bardziej pi*****ny delikatny szyld. Nie muszę chyba wyjaśniać już, ze owo okucie wybierała "pewna kobieta", a ja głupi tylko po raz kolejny jej posłuchałem. Nomen omen moją wściekłość powinienem przelać raczej na półgłówkowatego producenta tych okuć, gdyż są one przykręcane do drzwi mikrowkrętami, które same z siebie gówno trzymają szczególnie po jednej stronie drzwi, gdzie mięsa na złapanie wkrętem jest raptem z 6 mm - otwór zamkowy. Walczyłem z tymi okuciami niejednokrotnie i generalnie dałem temu radę /wiercenie w blachach zamka otworów na dłuższe specjalnie preparowane wkręty. itp/ Wytrzymało to nawet szaleńcze kłótnie dzieciaków - kto pierwszy do łazienki
. Lecz teraz widzę, że długo to nie pociągnie, gdyż za każdym razem zamykając drzwi od wewnątrz trzeba się siłować, żeby je domknąć. A jak się obrobią te moje moje patenty to już zostanie tylko wymiana szyldów na skręcane przelotowo, ale znowu nie ma chyba takich szerokich i długich coby zasłoniły ślady po tych starych, nieszczęsnych.
Pozostają mi tylko kombinacje ze skrzydłem drzwiowym. Na razie odrzucam wersję strugania przylgi - jeśli to dobrze nazywam. Stąd moje pytanie: czy są jakieś sprawdzone metody na wyprostowanie tego banana, czy dać sobie spokój i od razu łapać za struga?
Zapomniałbym, drzwi są pełne sosnowe z jednym tradycyjnym górnym przeszkleniem.