Pytania są trochę tendencyjne. Dają złudzenie, że jeżeli poprawimy choć jedną sprawę, na przykład ilość czasu poświęconego na mówienie o równouprawnienie płci, to już będzie lepiej. Odhaczanie sukcesów typu "każde dziecko uczestniczyło w pogadance o różnorodności kulturowej i potrafi odróżnić słowiański przykuc od siadu tureckiego".
Rozumiem, że szczególnie wam nie pasuje końcowe pytanie o płeć i to o równouprawnienie.
I mylisz się, właśnie prawienie choć jednej sprawy, spowoduje ze będzie lepiej. To nie jest żadne złudzenie. Tak to działa. Jak dzieci będą słuchać o równouprawnieniu, to w końcu coś do nich dotrze. Może zaczną zadawać pytania i będą miały bardziej otwarte umysły. Zaraz, czekaj. Ale chodzi o to, żeby właśnie nie miały. Żeby nie zadawały zbędnych pytań. Żeby łykały katolicką indoktrynację bez zastanowienia. Tak?
No muszę cię zmartwić. Polska, na szczęście dla naszych przyszłych pokoleń, ma społeczeństwo coraz bardziej zlaicyzowane. Dzieciaki maja nieskrępowany dostęp do informacji. Na szczęście. Jeszcze z 10 lat i w kościołach, nawet na prowincji będą pustki.
Obyśmy mieli w przyszłości takie społeczeństwo jak Czesi. Bo u nich okazało się, że religia do niczego nie jest potrzebna. Wbrew twierdzeniom o upadku cywilizacji, jakoś nie upadają. No chyba że zjedzą za dużo knedliczków.
Podsumowując, nędzna edukacja połączona z religijnym praniem młodych mózgów, to katastrofa, którą fundują nam rządzący. I to trzeba zmienić.
Się rozpisałem z wieczora.