Próbuję obić schody betonowe drewnem i potrzebuję podpowiedzi szanownych Korników. Chodzi mi o wysokość podstopnic/między kolejnymi stopniami. Czy ta wysokość obligatoryjnie musi być równa dla każdej podstopnicy? Czy jeśli pomiędzy dwoma sasiadującymi stopniami będzie średnio 5-8mm różnicy w stosunku do stopni następnych/poprzednich (np. wysokości będą kolejno 180, 185, 192 i 187 mm) to będzie to niewybaczalny błąd w sztuce i każdy kto spojrzy na te schody zamieni się w kamień? A ja, żeby zapobiec kataklizmowi muszę wyrównać wysokości pomiędzy stopniami co do milimetra? Jak wy to robicie? Pytam, bo schody betonowe zostały wylane przez łachudrów fachowców dowodzonych przez dewelopera i są to schody zabiegowe, z dwoma zabiegami (góra, dół po 4 stopnie) oraz biegem prostym (8 stopnic). Oczywiście projekt zakładał, że zabieg górny i dolny są swoimi odbiciami lustrzanymi, a każdy ze stopni "prostych" ma swoich 7 braci bliźniaków, kropka w kropkę takich samych. Jak się okazało, życie jest suką i każdy z 16 stopni ma innego ojca, czyli, że nie ma 2 takich samych stopni - jakikolwiek wymiar by ze sobą porównywać, to nie znajdzie się braci. Do tej pory zdążyłem "dosztukować" niektóre stopnie, żeby miały równą szerokość, zniwelować góry i doliny w płaszczyźnie stopni (szlifierką do betonu), tak aby na pierwszy rzut oka wyglądały normalnie. Oczywiście chcę zrobić jak dla siebie, a nie dla obcego, ale już się pogodziłem z tym, że nie utrzymam dokładności co do milimetra (mój wewnętrzny asperger krzyczy i wije się w bólu, ale jeśli mu ulegnę, to będę to robił do emerytury) - za co moja żona jest mi wdzięczna, bo marzyło by się jej używać drewnianych schodów, a nie tylko oglądać odręczne rysunki i słuchać o planach na nie. Staram się zgłębiać wiedzę na forum oraz yt (np. fajne materiały Argo), ale widać takie zagadnienie mi gdzieś umknęło w trakcie trawienia przyswajanej wiedzy i stąd moje pytanie.