Quent, mam pytanie (i nie odbierz tego jako złośliwość). Z Twoich wypowedzi wynika że dla Ciebie zarodek, embrion, dziecko w łonie matki, niemowlak to jest dokładnie to samo życie i dokładnie tak samo je cenisz? Czy jednak stosujesz jakąś gradacje? A jeśli tak to od którego momentu? Bo do końca nie rozumiem twojego świato-poglądu.
Bo ja tu swojego światpoglądu staram się nie forsować na siłę. Kogo on obchodzi.
Jestem tu po to (i mam nadzieję, że nie tylko ja) aby się czegoś nauczyć. Jeśli piszę coś to być może są to moje poglądy a być może gram adwokata diabła ;-) aby sprowokować jakąś opinię/argument.
Szkoda tylko, że zamiast argumentować padają słabe docinki.
Nie ma jakiejś ostrej granicy. Zdarzył się wcześniak, który przeżył poza łonem matki choć miał zaledwie 21 tygodni i 500g wagi. Oczywiście z pomocą aparatury medycznej. Jednak dziecko nawet narodzone i mające nawet 2 lata nie przeżyłoby zapewne samodzielnie zbyt długo - wciąż jest tak samo bezbronne - potrzebuje opiekuna. Człowiek na starość także często potrzebuje czyjejś pomocy aby przeżyć. Patrzę na to jak na człowieka w kolejnych stadiach *życia*.
Faktycznie mówi się, że będziemy mieli dziecko, jak się urodzi, ale też wyczuwa się ruchy dziecka, moja żona śpiewała często dzieciom w brzuchu bo uznała, że głos matki jakoś tam dziecko słyszy i je uspokaja. Ja puszczałem w domu dużo muzyki itp.
Odnośnie do tematu dyskusji (pisałem już o tym), rozróżniam jednak zdrowy płód od płodu z wadą śmiertelną i zgadzam się, że w takim przypadku to do rodziców powinna należeć decyzja...
Tyle, że do tego trzeba zmienić konstytucję.