Nie jestem ekspertem, a jedynie użytkownikiem obu rodzajów wkrętów. Budując kilka budowli o konstrukcji szkieletowej, wkręciłem dotąd kilkanaście paczek i uważam, że sam proces wkręcania nie jest najważniejszy, chociaż istotny dla komfortu pracy. Nasze budowle wielokrotnie przejdą próby podczas silnych wiatrów i to wtedy poznamy pełną wartość tych wkrętów. Chociaż nie do końca, bo ich usytuowanie w budowli, zastosowana odpowiednia długość i ilość będą decydujące.
Wiem co piszę, ponieważ na własnej skórze poznałem siłę wiatru.
Kiedy przed laty kupiliśmy spalone gospodarstwo zacząłem rozbierać ogromny, poniemiecki budynek gospodarczy (około 600 m3 kubatury). Był w złym stanie budowlanym ale cały. Wraz z sąsiadem, przy użyciu najsilniejszego ciągnika we wsi i liny cumowniczej od kutra rybackiego nie zdołaliśmy go zburzyć. Runął tylko kawałek szczytu (cały trójkąt zewnętrznej ściany poddasza). Zmrok i obowiązki zawodowe zmusiły mnie do przerwania pracy i wyznaczenia kolejnego terminu za 2-3 dni. W międzyczasie nad naszym regionem przeszła ogromna burza wraz z silnym wiatrem. Cały dach pokryty dachówkami, z całą konstrukcją drewnianą, spadł obok budynku. Leżał odwrotnie, tak jakby w locie się obrócił. Tego obrazu i doświadczenia nie da się zresetować.
Proszę mi wierzyć, że pomimo upływu około 20 lat, kiedy w mieście uruchamiam monitoring i zerkam na nasze budowle we wsi to po wichurach już miałem kilka razy serce w gardle.
Na szczęście wkręty się sprawdzają (te pierwsze i drugie też) budynki dalej stoją.