Anchor no.7
Przybył do mnie w stanie niezłym, wszystko wydawało się ok, aż do momentu zdjęcia ostrza. Okazało się że dźwigienka do regulacji wysunięcia noża jest złamana. Skleiłem ją klejem epoksydowym, następnie nawierciłem i wkleiłem stalowy pręcik. Na razie trzyma
Tylny pochwyt był złamany i zbity gwoździami. Po sklejeniu otwory rozwierciłem i wkleiłem drewniane kołeczki. Potem czyszczenie olejowanie, politura, malowanie. Poszło sprawnie. Ostatnie dwa kroki to:
- wyprowadzanie ostrza - dużo wżerów na plecach = masa szlifowania. Postanowiłem przyspieszyć proces i zebrać największy syf na szlifierce. Za mocno zeszlifowałem krawędzie. Ponieważ te fragmenty nie biorą udziału w struganiu przez zaokrąglenie ostrza zostawiłem na bokach po około 2 mm pleców nie wyprowadzone.
-myślałem że najgorsze już za mną aż do momentu, gdy zacząłem szlifować stopę. Masakra, żeby nie znienawidzić tego kawałka żeliwa postanowiłem nie robić tego na raz tylko każdą wizytę w warsztacie rozpocząć od kilkuminutowej rozgrzewki
. W końcu, po kilku tygodniach się udało. Dobry, ciężki, solidny strug. Od Stanleya odróżnia go pokrętło do regulacji wysuwu ostrza, jest stalowe (chyba) a nie mosiężne.