Autor Wątek: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.  (Przeczytany 21415 razy)

Online gruduś

  • Zaawansowany użyszkodnik
  • ****
  • Wiadomości: 461
  • Mam garaż i nie zawaham się go użyć.
Dzień Dobry Wieczór,
Takie sobie zadanie psychoterapeutyczne zadałem  ;), żeby gdzieś się chwalić swoimi "wytrocinami" (strasznie mi się podoba to określenie) i innymi tematami wokół mojej gawry. Festiwal żenady czas więc zacząć - mądrze nie będzie, ale może śmiesznie ;D. Jako, że "na poważnie" mój garaż zaczął żywot na początku roku to kilka wpisów wstecznych poniżej - darujcie chronologię  - linia casu może być zachwiana.

Wpis 1: Zaczęło się od…
Historia ta rozpoczyna się niewinnie, gdzieś na przełomie stycznia i lutego roku pańskiego 2021. Za oknem piździło jak w kieleckim, w TV całodobowe transmisje z walnego zgromadzenia statystyków polskich (tylu zakażonych, tylu zbadanych, tylu jeszcze zejdzie). W robocie – praca zdalna – czyli otwierasz oczy… i jesteś w robocie 😊. Biuro w kuchni, wideokonferencje, (w stroju od pasa w górę), rodzina robiąca za bohaterów drugiego planu (ja tylko butlę, zupkę… herbatkę… aghhh). Nigdzie nie pojedziesz, bo straszą, że nie wrócisz, proszek do prania kupujesz przez Internet – tutaj też statystycy polscy mają swoich agentów – każdy portal w nagłówku: kto, kiedy ile.
W tym samym czasie, w oddalonej o kilkanaście kilometrów małej mieścince stał sobie garaż. Garaż to niezwykły, zważcie sobie, albowiem auto w nim stało, jakby z cukru było. I narzędzia ogrodowe – równiutko poukładane, czekające na te 3 miesiące w roku, że trzeba nimi w ogrodzie zamachać.
I tak narodziła się idea… Idea zacna, wpisująca się we wszechobecny kapitalizm, bilansująca w sposób perfekcyjny popyt i podaż. Popyt zdefiniowany prosto – „Jak czegoś nie zrobię to zwariuję”, a podaż – tę trzeba było stworzyć, przekonując najemcę, że ów niezwykły garaż nie może być marnotrawiony w sposób tak ordynarny jak schronienie przed deszczem dla kawała blachy i plastiku, że mogą mu przyświecać cele wyższe i szlachetniejsze.
Tak oto, uczepiwszy się tejże idei niczym Antonii M. trotylu, rozpocząłem proces negocjacji, burzliwych, długotrwałych (tak, mamo, nie wyniosę Ci samochodu), męczących (nie, mamo, nie wyniosę Ci Twoich narzędzi ogrodowych), acz uwieńczonych sukcesem. Moja coraz skuteczniej dobijająca się do drzwi gorączka szałasowa odnalazła światełko, w którym mogła znaleźć ujście – mam swój garaż…

Wpis 2: Przeciąg
Rozanielony wizją „własnych” 4 kątów rzuciłem się na ową ciężko wynegocjowaną przestrzeń, w duchu powtarzając radosną mantrę - „Będę dłubał w drewnie, będę dłubał w drewnie!”. Byłem jak Tommy Lee Jones w Ściganym, Shrek na swoim bagnie, Kubuś Puchatek nad baryłką miodku...
Kara przyszła szybko – bo ani drewna ani czym dłubać. No dobra, nie do końca – wszak podstawowe narzędzia majsterkowe każdy szanujący się chłop posiada, a ja wiedziony szaleństwem od miesięcy przeszukiwałem czeluści internetu, gdzieś podskórnie czując, że tajona od lat potrzeba wylezie w końcu i zakrzyknie „Zrób to!”. W ten sposób „na stanie” była już pilarka stołowa – powystawowa w dobrych pieniądzach, grubościówka, w pasujących do siebie żółtych kolorach, kontrastująca z nimi zielona ukośnica, zagłębiarka w pięknej niebieskiej barwie (bynajmniej nie morskiej) i trochę drobiazgów. Faktem było jednak, że do pełni szczęścia brakowało sporo, a najbardziej przeraził mnie panujący w mojej świątyni „hulający wiatr”. Nie no, k*wa, nie używajmy eufemizmów – no pusto było. Ale miałem asa w rękawie…

Wpis 3: Nie wyrzucaj?
Jak każdy typowy Polak, który ma odrobinę miejsca, chomikowałem pozostałości po remontach. W ten oto sposób, pół strychu (czy wspomniałem już, że mój garaż ma strych? ) miałem zawalone starymi płytami meblowymi, frontami, szafkami, szafeczkami, itd. Przez lata rodzina, co jakiś czas, przypominała mi o istnieniu tychże, grzecznie zapytując „na ch*j ci to”. Z uporem godnym lepszej sprawy powtarzałem „Przyda się!”. Interesujące – nienawidzę zbieractwa.
Żadna szafka nie nadawała się oczywiście do powieszenia, ot tak. A bo wymiar nie taki, a bo fronty nie pasują, a bo coś tam jeszcze. Wiór zaczął się więc sypać gęsto i tak powstały zgrzebne mebelki. Kolorystycznie od sasa do lasa, co miałem to użyłem, podążając za maksymą „to ma służyć a nie wyglądać”. Kiedyś to może maźnę jakąś farbą?




Wpis 4: Youtube
Zobaczmy jak sobie radzą inni warsztatowcy – a co, chyba mój warsztacik nie wygląda tak źle… Pierwszy film z brzegu – równiutkie, drewniane mebelki, w jednym kolorze, na ścianach rzędy ścisków (Bessey, Bessey… hmm, nie znam), jakieś zielono szare walizeczki – pomieszczenie czystsze niż moje mieszkanie. O co „kaman”? Kolejny filmik – to samo, następny – warsztat trochę bardziej swojski – stoi pan i opowiada o nowym sprzęcie do przydomowego warsztatu – Felder Hammer – cena, sami wiecie. Noż kuźwa… Stoję pośrodku swojego grajdołka, upi***zielony wiórami od stóp do głów, ze smutną refleksją – „z czym do ludzi!”.
Za małolata dorabiałem w wujowej stolarni, strasznie mnie to kręciło, ale pamiętam to jakoś inaczej – stały maszyny-samoróbki i jedna Dyma z fabryki w Reszlu, sporo narzędzi ręcznych i całkiem udane produkty z tego wychodziły. Fakt, że po każdym dniu pracy człowiek sprzątał całą stolarnię, ale nigdy tak wyglądała tak sterylnie. Talenty manualne to u mnie są znikome, więc pewnie to co zdolny człowiek zrobi strugiem, ja muszę strugarką, ale nie sądziłem, że do przydomowego warsztatu trzeba taką furę sprzętu, i że warsztat musi tak wyglądać.
Podjąłem wtedy brzemienną w skutki decyzję… - „Walić Youtube’a!”. Nie jestem jednak w tej decyzji konsekwentny 😊

Wpis 5: W międzyczasie…
Zacząłem nieśmiało robić du*erele – rodzina i znajomi zadbali, żeby du*ereli mi nie brakowało.

To jakieś doniczki:

To znów jakaś drewutnia z odpadów.


To szafki na książki (przyznaję, że wykazałem się skrajną igorancją i brakiem znajomości tematu, jako, że płyty zamówiłem na wymiar w markecie i okleiłem żelazkiem - sam się ukarzę, albo Rebir to zrobi za mnie)


Nadstawki na meble kuchenne:


i łazienkowe (wciąż czekają na fronty ;D):


Udało mi się odrestaurować stół, zmieniając mu wymiar blatu i całkowicie kolor:

bo tak wyglądał w oryginale (po prawej):


Sprokurować podstawę pod grubościówkę (ze śmiecia oczywiście):


I sporą huśtawkę, którą udało się sklecić od zera z przywiezionej z lasu świeżej robinii. (Mam tylko takie zdjęcie - tam teraz wisi huśtawka - słowo).


W sumie nic wielkiego - ale moimi ręcami zrobione i... (pamiętacie co pisałem o Youtube?)

Wpis 6: Pierwsza klejonka
W końcu pojawiło się pierwsze „zamówienie” na klejonkę: stół do warsztatu z materiału pozostałego po remoncie dachu (krokwie). Materiał odleżał ze dwa lata, powykrzywiał się. Ale co tam, ja nie zrobię? Hmm… no nie zrobię gdyż albowiem ponieważ bo: nie mam na czym tego wyrównać, b) nie bardzo mam czym tego ścisnąć. Jako, że grubościówkę, kupioną okazyjnie już mam, to trzeba by poszukać jakiejś wyrówniarki – mała musi być i na 230V – prosty temat.
No właśnie nie taki prosty, kilka dni i dobrych kilkaset gigabajtów danych później najbardziej racjonalna wydała mi się opcja użycia okrytego sławą struga Rebir. I tak też zrobiłem, a sam strug dorobił się nawet tymczasowego stolika. Sam stolik (z odpadów, a jakże) nawet zdawał egzamin, trzymał kąty itd. Taka luźna wariacja pomysłu @DaKa_Garage. Czy podjąłbym taką decyzję jeszcze raz? Ni ch*ja ale o tym później.


Pozostał temat ścisków. Bessey (zdążyłem poznać), Piher, na zamówienie… wszystko kosztujące miliony monet. Wybrałem się na targ staroci, pamiętałem, że zawsze ktoś sprzedawał stare żelastwo i nie zawiodłem się – tylko ceny jak za Bessey’a. Zapytajmy więc wujka youtube’a. Wujek w standardzie pokazał warsztaty znanych i lubianych wielbicieli szaro zielonego koloru, Feldera (tylko było jeszcze więcej i jeszcze czyściej – kuźwa, telewizor w garażu?), ale znalazł też materiał o ściskach od majstra, który sprawiał wrażenie mniej zakochanego w jedynych słusznych kolorach i naprowadził na właściwe tory – ściski rurowe. Dzięki @Mery. Doczekały się awet swojego odpadowego wieszaczka.


Nabyłem, zrobiłem stolik - pierwszy bez żadnego wkręta.


Wpis 7: Elektryka prąd… nie tyka?
No dobra, szafki są, przestrzeń jest, tylko coś tu ciemno. Świecą dwie biedne żaróweczki, nic nie widać – trzeba coś z fantem zrobić. Spoglądam na budżet, na ceny systemów oświetleniowych, korytek, śmitek, gniazdek i stwierdzam ze smutkiem, że chyba nie bardzo. Z drugiej strony raz się żyje – chińskie świetlówki, przewody na tynkowe i udało się zamknąć w 250 PLN. Święcą jak głupie. Może kiedyś coś z tym zrobię, póki co, jestem oświecony.
A przy okazji – wiecie jak to jest jak podłączacie sprzęt do gniazdka, przytulacie się do obudowy i czujecie miłe łaskotanie? Ja już wiem. Instalację mam solidną – kable w przekroju 2,5 mm, ale tylko faza i neutralny. Moją świątynię budowano w zamierzchłych czasach, gdzie o czymś takim jak uziemienie nikt nie słyszał (że instalacja jest miedziana to już jakiś cud jest). Przerobić jej nie ma jak, więc trzeba było wyzerować wszystkie gniazdka. Pan elektryk stwierdził, że fachowo.


A wielkimi krokami nadchodził wielki dzień w życiu każdego garażowca - pierwszy stół warsztatowy...

c.d.n




 


Nawet stojąc w miejscu, można zabłądzić.

Offline M.ChObi

  • Moderator Globalny
  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 7868
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #1 dnia: 2021-09-13 | 21:34:13 »
Dej mnie nr paczkomatu Do siebie za takie wytrociny opisane i pociśnięcie @Mery za TV w garażu należy się nagroda ( przed Twoją śmiercią  , bo jak ex teściu znajdzie to .... :D )



A Serio fajnie się czyta , każdy z nas zaczynał i nie od razu robił tak pikne rzeczy jak  Aneta  ( @NieTylkoMeble  ) czy @pinkpixel ,ale warto zachować sobie jednego z pierwszych potworków którego się poczyniło by zobaczyć po roku czy 2 latach jaki nastąpił progrtes ( "bosze" czemu ja mam same takie potworki ?? ;D )

No Chyba że od tych moich ( prawie ) miłych słów odbije Ci palma i pójdziesz  , jak @Specu , w  karierę muzyczną :D
Nie jestem jak Fyme , ja nie spamuję , piszę tylko małowartościowe posty w znacznych ilościach .

Offline Specu

  • Nieoficjalny support BLUM
  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 1849
  • Samo się nie zrobi ale mogłoby się samo wnosić.
    • Warsztat Speca
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #2 dnia: 2021-09-13 | 21:35:50 »
Trzeba szukać w sobie różnych talentów emoji41

Online gruduś

  • Zaawansowany użyszkodnik
  • ****
  • Wiadomości: 461
  • Mam garaż i nie zawaham się go użyć.
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #3 dnia: 2021-09-13 | 21:50:00 »
Palma mi raczej nie grozi, a a propos (bez)talentów muzycznych - mam 4 gitary w domu (i nawet używam  8)).
Nawet stojąc w miejscu, można zabłądzić.

Offline Jakacor

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2570
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #4 dnia: 2021-09-13 | 23:22:04 »
Niezle wypracowanie.
Co do laskotania na maszynach to mialem podobnie. Ja uziemilem wbijajac prety uziomowe obok nory.

Offline yarkow

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 570
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #5 dnia: 2021-09-14 | 07:57:26 »
Fajnie się czyta. Dawaj więcej!

I sporo z tego mogę odnieść do swojej historii. ;D
Też swój warsztat w znacznej części urządziłem z płyt po starych meblach. I z podobnego poziomu narzędzi zaczynałem. Tylko nie kupowałem Rebira. Choć przez chwilę miałem taki szalony pomysł. ;)


Offline Bart_K

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 627
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #6 dnia: 2021-09-14 | 08:06:42 »
Świetna lektura do porannej kawy. A stosunek parametrów takich jak spędzony czas/wykonane projekty/warsztat wypada bardzo bardzo korzystnie.

Offline Riki2004

  • Zaawansowany użyszkodnik
  • ****
  • Wiadomości: 259
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #7 dnia: 2021-09-14 | 20:47:41 »
Tylko pogratulować chęci, umiejętności przyjdą z czasem (ja też na nie czekam)  :P
Będę dążył do bycia dokładnym jak @Fyme rubasznym jak @M.ChObi, grubym jak @Mery oraz delikatnym i subtelnym jak @Qiub

Online tomekz

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 2861
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #8 dnia: 2021-09-14 | 21:07:43 »
Małym  wiórkiem i cierpliwością dojdziesz do"  orgazmu  " w tajemnych czeluściach stolarstwa  ;D

Offline Mery

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 10181
    • sklep www.gizmogaraz.pl
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #9 dnia: 2021-09-15 | 21:53:00 »
Fajnie się czyta i ogląda jak sobie poczyniasz :)

Online gruduś

  • Zaawansowany użyszkodnik
  • ****
  • Wiadomości: 461
  • Mam garaż i nie zawaham się go użyć.
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #10 dnia: 2021-09-17 | 13:50:26 »
Dziękuję za komentarze. Cieszę się, że czyta się przyjemnie. A zatem ciąg dalszy poniżej.

Wpis 8: Potwór ze wschodu i księżniczka
   Wpadłem w amok. Coś jak cug alkoholowy, w głowie mi szumiało „Łaa… strugać… wióry…, drewno…” i tak mnie ten szał zamroczył, że wiedziony owczym pędem, i z braku innych alternatyw, zakupiłem potwora ze wschodu, który szybko został pieszczotliwie nazwany skowyjcem – Rebir ie-5708m. Dostawa przyszła szybko (ciężkawe to to), rozpakowałem, ustawiłem i zastartowałem… Noż k***wa, jakby mi NASA drugi przylądek Canaveral postawiła i właśnie odbywał się start SpaceX (metafora nieprzypadkowa, chociaż ja się poddałem po pierwszej „eksplozji”, a Musk dalej brnie😊). Jak to zawyło! Na oddalonym o kilometr cmentarzu chyba zmarli z grobów powyłazili, żeby mnie słusznie zmieszać z błotem. Sąsiedzi się zbiegli, myśląc, że koniec świata nadchodzi. „Ale nie będziesz nam tym je*ł po uszach od bladego świtu?”. Od świtu nie – ale wieczory są moje 😊.
   Od tego momentu słuchawki stały się moim nieodłącznym towarzyszem – choć w tym przypadku nie dawało to za wiele. Cóż, jaki koń jest, każdy widzi – faktem było, że samo struganie szło bardzo przyzwoicie, pomijając sąsiedzkie wizyty pod tytułem „szyby mi się trzęsą”. Widzicie, to nawet nie sam hałas był problemem, ale to, że ów owoc radzieckiej myśli technicznej wchodził na takie częstotliwości, że lepiej nie mówić (a po co mówić, jak i tak nie słychać).
Co zrobić – kto raz przyćpał świeżo struganą sosnę ten już zostaje drewno-ćpunem (tzn. ja tak mam). Z tą świeżością to też przesada, bo, wyobraźcie sobie moi mili, że w moim pełnym odpadów strychu zachowały się stare krokwie – wymienione przy remoncie dachu i wpadłem na szatański pomysł, że to z nich właśnie powstanie opus magnum mojej warsztatowej działalności – stół warsztatowy. Przetarłem je więc i hejże strugać.
   Do dziś nie wiem czy był to zamach, czy zwykła katastrofa – w pewnej chwili coś huknęło, błysnęło, wrota piekielne się rozstąpiły i … Kiedy opadł pył, a ja podniosłem się z podłogi, na którą w akcie odwagi rzuciłem się zasłaniając rękami czerep (strzelają – kryć się), oczom moim ukazał się pokiereszowany bebech stwora ze wschodu, fragmenty noża strugarskiego porozrzucane po kątach, strugana decha, odrzucona kilka metrów dalej, wyglądająca, jakby ktoś z niej chciał spaghetti robić.

Sąsiedzi, widać, najęli jakiegoś wiedźmaka przeklętego, żeby mi moje ukochane stworzonko cichaczem ubić. O nie - nie tak szybko wy moje sąsiedzkie gady – instynkt ćpuna, wciąż powtarzający „Aaa, strugać…, w szale jestem, strugać…” szybko zaczął działać.
Oceniłem szkody i skontaktowałem się z serwisem Rebira. Serwis wycenił naprawy (coś około 200 PLN), ale mnie w międzyczasie zaczęły dręczyć myśli. A może odpuścić – może to znak jakiś jest? I był to znak, ale nie taki jak się spodziewałem.
   Od miesięcy, cierpliwie, wertowałem oferty znanych portali sprzedażowych. Tak oto, w niedzielny wieczór, ukazała się ona – piękna księżniczka Proma HP 150. Była idealna, wąska, solidna, na 230V z ceną nie przyprawiającą o zawrót głowy. „Prawda li to?” pomyślałem. Chwyciłem za telefon, gotowy natychmiast osiodłać rumaka i ruszyć uwalniać swoją księżniczkę z obcych łap. Oprawca, brutalnie przetrzymujący damę mego serca, był jednak łaskawy i kolejnego dnia z samego rana („Szefie, urlop dzisiaj biorę, sprawa gardłowa”) ruszyłem przez Polskę ku wybrance mego serca.
   Gnałem jak wicher, nie pomny burz, sztormów, zamieci (i korków na A4) aż dotarłem ku zamkowej wieży. Strażnik wprowadził mnie do ciemnicy i ujrzałem przedmiot pożądania. Stała tam, biedna, samotna, niechciana. Złapałem i w nogi. Moja Ci ona.
   Z ciekawostek – od wystawienia ogłoszenia w niedzielę o 19:00 do poniedziałkowego poranka pan odebrał co najmniej kilkanaście telefonów od chętnych ludzi. Popyt więc nie słabnie.
   Oczywiście księżniczka moja wymagała odrobiny pracy – regulacja blatów, przykładnicy, mechanizm odciągu (gdyż poprzedni oprawca porżnął ją, biedną, demontując króciec odciągowy i robiąc ordynarny zsyp), które to prace robiłem etapami. Jak każda kobieta, tak i moja wymagała błyskotek (trzeba je było nowe noże kupić). Na deser pozostawiłem sobie przykładnicę – ta, pomimo dokręconych wszystkich śrub regulacyjnych, telepała się niemiłosiernie. Po jej rozebraniu okazało się, że nakrętki blokujące mechanizm regulacji kąta pękły w pół. Mam gumówkę – pomyślałem, mam wiertarkę, gwintowniki też znajdę i w szybko powstał zamiennik (na zdjęciu po prawej).


Moja księżniczka po tym liftingu jest młoda, żwawa i chętna. Będzie jej u mnie dobrze.


PS: Po przeczytaniu tego wpisu moja cudowna żona stwierdziła, że kolejny mebel, jaki powinienem wykonać do warsztatu to łóżko, a do niej mogę mówić Elsa - Królowa Lodu.  ;D
Nawet stojąc w miejscu, można zabłądzić.

Offline wojo72

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 742
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #11 dnia: 2021-09-17 | 14:37:50 »
Do dziś nie wiem czy był to zamach, czy zwykła katastrofa – w pewnej chwili coś huknęło, błysnęło, wrota piekielne się rozstąpiły i … Kiedy opadł pył, a ja podniosłem się z podłogi, na którą w akcie odwagi rzuciłem się zasłaniając rękami czerep (strzelają – kryć się), oczom moim ukazał się pokiereszowany bebech stwora ze wschodu, fragmenty noża strugarskiego porozrzucane po kątach, strugana decha, odrzucona kilka metrów dalej, wyglądająca, jakby ktoś z niej chciał spaghetti robić.

Masz zdjęcie jak wyglądała ta decha na której poległ rebir?

Online gruduś

  • Zaawansowany użyszkodnik
  • ****
  • Wiadomości: 461
  • Mam garaż i nie zawaham się go użyć.
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #12 dnia: 2021-09-17 | 15:11:21 »
Nie mam niestety. Ale winny był albo sęk, albo niedokręcony nóż.
Nawet stojąc w miejscu, można zabłądzić.

Offline huciak

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 966
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #13 dnia: 2021-09-17 | 16:16:37 »
Kurczaki, stanowczo za rzadko zaglądam na forum. Szczęśliwie tu trafiłem i już tego nie odsubsrybuję :) łobserwuję zatem :D
jeszcze mało, ale będzie więcej!

https://www.youtube.com/user/huciak - śmiało, daj SUBa :)
https://www.facebook.com/hutandwood - śmiało, zaLAJKuj ;)

Offline Mery

  • Kornik - Ekspert
  • *****
  • Wiadomości: 10181
    • sklep www.gizmogaraz.pl
Odp: Moja świątynia - czyli z pamiętnika małego kornika.
« Odpowiedź #14 dnia: 2021-09-17 | 17:00:41 »
Kurczaki, stanowczo za rzadko zaglądam na forum.
sam się ukarasz, czy mamy Ci pomóc ? ;D