Wpis 14: Nogi prezesa* (i inne części też)...
*chairman [ang. przewodniczący, prezes]
*chair [ang. krzesło]Wiosna idzie, wszystko spod ziemi wyłazi (eee, nie strasz, jo żech dopiero teściowa pochował). Kwiatki rozkwitają, trawa się zieleni... i wszyscy chcą krzesła naprawiać. Ki diabeł?
Licznik: 2
Rozhuśtały mi się krzesła w kuchni. No bywa. Zapakowałem do auta, zawiozłem do warsztatu, skleiłem.
Licznik: 6
Sąsiedzie, gdzie pan te krzesła niesiesz? Kleił pan będziesz? O jak dobrze, to ja też dam swoje. Tak przy okazji.
Skleiłem, skręciłem, uzupełniłem brakujące elementy.
Licznik: 9
Dzwoni telefon.
- Krzesła Ci wiozę.
- Jakie, k*wa, krzesła?
- Jak jakie, drewniane, pokleić muszę.
- ...
Skleiłem.
Licznik: 14 (a w zasadzie 13)
- Miały być 3 do klejenia...
- No wiem, ale te bym chciał odrestaurować.
- ??
- No żeby ładne były... i czarne.
- Ładne i czarne. Masz piec i siekierę?
- No mam.
... ale nie miałem sumienia.
Licznik: 16
Sąsiedzie, takie 2 krzesła mam, stare i zniszczone, ale lubię... może by je tak...?
- Spalić?
- Nie, odnowić.
- !!!
Licznik: Aaaaagh...
- Kochanie?
- Tak słonko?
- Krzesło się popsuło.
- Aaaaaagh...
Zaczynam mieć fobie i zaburzenia kompulsywne. Siadam na krzesłach i sprawdzam czy siedziska są w porządku, czy się nie bujają, czy wykończenie nie wymaga odświeżenia. To już choroba? Da się to leczyć jakoś?
Ale do rzeczy. Klejenie jak klejenie - atrakcja żadna, ot, ciapnięte klejem, ściśnięte, wypoziomowane i tyle. Odnawianie jest już nieco bardziej interesujące (znaczy się w idei,, bo robota to już tylko płacz i zgrzytanie zębów
).
Najpierw na tapetę trafiły takie oto dwa orły:
Zadanie wydało się proste - panie zrób Pan z nimi "coś". Noż kuźwa - "coś". Nie można było powiedzieć "podklej i pomaluj"? No nie można było? Wziąłem się za usuwanie starych powłok. Zacząłem od wynalazków chemicznych - kupiłem żel Borma Wachs do usuwania starych powierzchni, nałożyłem, poczekałem, zdrapałem. Pod jedną warstwą białej farby ukazała się druga.
Nałożyłem żel, poczekałem, zdrapałem... i pokazała się farba kremowa, tak dla odmiany, że by nie było za nudno. Pół puszki żelu poszło nawet nie wiem kiedy, szybki proces ten tegowania w głowie podpowiedział, że taka puszeczka to mi na jedno krzesło może wystarczy, a najtańsze toto nie jest. Szybko wróciłem więc do bardziej analogowej metody - opalarka w dłoń i jedziemy.
Po zdrapaniu farby oczom mym ukazała się piękna bordowa bejca, czy inny barwiący podkład. Co ciekawe, drugi obiekt był pokryty tym samym, tylko w kolorze niebieskim. Nie wiem, czy to wymysł fabryki, czy domorosłych konserwatorów mojego pokroju, którzy odnawiali te cuda przede mną. Wyglądało to obleśnie, ale jak to przy bejcach, opalarka już tego nie ruszała.
I zamiast, jak każdy normalny człowiek, wygładzić, poszpachlować i zaciapać farbą, to ja durny stwierdziłem, że zobaczę co mogę z tym zrobić.
Od tej pory mam kilkoro nowych przyjaciół: skrobaki i cykliny.
Jedno, co trzeba było przyznać obu obiektom, to fakt, że poklejone były pancernie, więc ich rozbiórka mogła zakończyć się katastrofą - stwierdziłem więc, że nie będę ryzykował i całość prac wykonywałem na sklejonych krzesłach.
Siedziska, wbrew pozorom, były nieco łatwiejsze w obróbce, jako, że wierzchnie warstwy sklejki były dość mocno sfatygowane, trzeba je było po prostu usunąć. Niezastąpione okazało się wygięte dłuto Narexa.
Na koniec szlifowanie od P60 do P180 i wykończenie Remmersem HWS-112. Efekt mnie pozytywnie zaskoczył. A odbiorcy byli w niebowzięci. To jest najlepsza nagroda za tą robotę.
Następne w kolejce ustawiły się krzesła sosnowe w ilości sztuk pięciu, jednakże zleceniodawca chciał, aby wróciły do niego 4 - co pozwoliło mi wykorzystać 5 siedzisko do przedłużeń pozostałych czterech.
Coż, krzesła dosyć mocno sfatygowane, klej nie trzymał w wielu miejscach, siedziska niczym fale Dunaju, dziura na dziurze.
Zacząłem od siedzisk, które pociąłem na lamele, przestrugałem, pokleiłem i dociąłem na wymiar. Oczywiście nie udokumentowałem fotograficznie tego procesu, bo mam galopującą sklerozę
.
Ramy krzeseł wyczyściłem zaczynając od skrobaka, poprzez szlifowanie P60, P120 i na P180 kończąc, w międzyczasie uzupełniając ubytki mieszanką caponu i pyłu ze szlifowania.
Blaty oczywiście zaokrągliłem frezarką i położyłem dwa razy bejcę Osmo - raczej z przymusu niż wyboru - po prostu taka mi została z innego projektu.
Na koniec wykończyłem Remmersem HWS112, który ładnie zmatowił całość.
Żeby było śmieszniej - do kompletu mam jeszcze dwa stoły...