No więc mam zagłębiarkę!
Kurier dostarczył więc szybkie oględziny, wygląda na prawie nową , kilka otarć - nic wielkiego. Mechanizmy działają, zagłębienie działa, silnik kręci równo więc płacę i przebieram nogami
Zmacanie tu i tam już w domu i fotki
Po chwili już na spokojnie sprawdzam ustawianie zagłebienia i stwierdzam że silnik nie schodzi do stopy
Blokuje się w połowie zagłebienia jak do wymiany tarczy. Próbuje raz, drugi, po trzecim już mam pulsującą żyłę na czole
Co jest ku...a!
Trzy głębokie oddechy i jeszcze raz na spokojnie. No nie działa!
Wera w łapkę i rozbieram po kolei - obudowa tarczy, rękojeść i zaglądam gdzie popadnie. Jest!
A raczej jest zje**ny przełącznik od zwalniania funkcji zagłebienia!
Ja pier....e, wiedziałem że wyglądało za różowo!
Szybki resercz na necie po ile ten dynks bo nie wiem czy pisać do gościa czy odpuścić i wymienić na własną rękę.
Znalazłem! Można to kupić w Polsce! Cena? 46 PLN Uffff.....
No więc myślę sobie, jak działa cała reszta to zostawiam ją sobie i dokupuję zje**ny przełącznik.
Dokładne oględziny reszty. Naprawdę dokładne. Rozebrałem ją prawie do naga i sprawdzam po kolei. Po prawie godzinie stwierdzam że wszystko inne jest sprawne!
Decyzja, zagłebiarka zostaje. Na zimno przekalkulowałem że wymiana przełącznika + koszt zagłebiarki to dalej nie są wielkie pieniądze. Łącznie jakieś 830 PLN. Za tyle nie kupię nic markowego w dobrym stanie. Festoole za tysiaka są w stanie agonalnym, Makit w zasadzie nie ma że Boscha nie wspomnę.
No nic, jutro zasuwam do chłopaków z serwisu, zobaczymy czy da się ogarnąć taki włącznik, jeśli nie to zamówię go na własną rękę.
I tak oto zacząłem swoją przygodę z zagłębiarką ...