Drewno powinno być suszone, ale i tak musi poleżeć ze trzy tygodnie w warunkach temperatury i wilgotności, w których będzie użytkowane. Bo możesz przywieźć z suszarni drewno, które ma 6-7%, a jak zrobisz z niego deskę do krojenia i wrzucisz w wilgotne, kuchenne warunki, to od razu Ci się wygnie/skręci. Ważna jest wilgotność równoważna. To znaczy, że np. przy wilgotności powietrza w pomieszczeniu na poziomie 60% przy 20 stopniach Celsjusza drewno powinno mieć ok. 10,5% wilgotności. Ale nie ma się co zabijać o dokładne cyferki, bo warunki w domu są zmienne, drewno reaguje z opóźnieniem i ostatecznie nie jest to aptekarstwo. Ale jeśli wejdziesz do kuchni z drewnem, które ma 6% albo 20% wilgotności, efekt odczujesz dość szybko. Na przyszłość, zanim zaczniesz obrabiać drewno na deskę, daj mu trochę poleżeć w kuchni, niech się przyzwyczai. Dopiero potem strugaj, szlifuj itd. Możesz też "sezonować" deskę w kuchni po zgrubnym ostruganiu, kiedy jej wymiar jest najbardziej zbliżony do ostatecznego.
Deski do krojenia mają bardzo ciężki żywot. Mimo impregnacji nie powinny być nadmiernie moczone i leżeć na płasko, bo pod spodem może zostać trochę wilgoci. Wtedy robi się z nich miska. Wilgoć ucieka górą, która się kurczy, a wchodzi od spodu, który puchnie. Wiadomo, że desek nie myjemy w zmywarkach, ale nie powinny też leżeć z garami w zlewie. Ja mam taką zasadę, że użytą deskę bez paniki, ale i bez zwłoki myję, wycieram i stawiam pionowo na blacie, opartą o ścianę. Idealnie byłoby, gdyby stała na jakiejś kratce, ale różnie to bywa. Nie używam też detergentów, tylko wody z solą i soku z cytryny. Moje dziewczyny w domu oczywiście nie patyczkują się do tego stopnia i kilka desek ma pęknięcia na czole, ale cóż zrobić.