Na teraz wychodzi 6 niskich, 11 średnich i 3 wysokie, szare.
Szykuje się funkcjonalno - estetyczny dramat. Był sobie grzejnik, pod parapetem. W rozmowie o projekcie rzuciłem, żeby pozbyć się utrudnienia grzejnik przełożę na lewą ścianę (w domyśle - na jej górną część, czego nie powiedziałem głośno, dla mnie jest oczywistym, że to jedyne rozsądne miejsce). Niestety 'inwestorzy' zrozumieli dosłownie, czyli grzejnik spod parapetu ma wylądować na lewej ścianie na dole (zaznaczone na biało), bo na górze szpeci.
Na nic racjonalne argumenty:
1. konieczność absurdalnych kratek w blacie
2. brak dostępu do głowicy i ew. serwisu
3. strata miejsca
4. grzejnik jest szerszy od zabudowy i po wszystkim będzie ohydnie wystawał (tak, wiem że głowicę można zastąpić plastikowym kapturkiem, ale nigdy się z tym pomysłem nie zdradzę)
5. strata efektywności grzania
6. zgoda, nie dodaje uroku, po to wymyślono maskownice, tudzież grzejniki designerskie.
Przebolałem, że 'inwestor' odrzucił szerokie szuflady, bo u rodziców takie są i się pogięły (nie wspomina, że zrobione z paździerza na plastikowych kołkach). Przebolałem, że kostkarka do lodu ma stać na stałe na blacie, pomimo, że doprowadziłem wodę do zamykanej szafki gdzie mogłaby stać. Przebolałem, że zabudowa stelaża WC nie będzie z płyty meblowej, bo u rodziców jest z gresu (miało być budżetowo - płyta meblowa 60 zł m2 vs. gres 160 zł m2 plus płyta budowlana następne 60 zł m2 plus klej, bloczki etc.) Przeboleję, że ładny, duży brodzik ma być w pełni zamykany drzwiami przesuwnymi z szynami na dole i na górze plus masą innych okuć, zamiast jednej tafli szkła z czterema delikatnymi mocowaniami. Grzejnika wystającego z szafki i blatu z kratką nie przeboleję - pomysł przeniesiony żywcem z kuchni w PRL.