Postanowiłem podzielić się z Wami moim pierwszym projektem szafy. Wiem, że zostanę zaraz publicznie ukamienowany za zrobienie wielu rzeczy niezgodnie ze sztuką, ale cóż. Jestem z tych, co najpierw próbują coś wymyślić samemu, a zasięgają wiedzy dopiero jak natrafią na problemy. Tak było i tym razem, i tak też trafiłem na Kornikowo, ale o tym później.
Na wstępie wyjaśniam: nie jestem stolarzem i nie mam praktycznie żadnej wiedzy w temacie. Narzędzia, jakimi dysponuję są również mocno amatorskie.
Założenia:
- szafa ma być z drewna, nie z płyt
- wymiary muszą być dokładnie takie jak zaplanowano
- aranżacja środka w trakcie produkcji (na zasadzie - jak żona powie)
Wybór materiału sprowadził się do przejrzenia oferty marketów budowlanych. Ze względu na cenę i łączenie pióro-wpust wybrałem deskę podłogową o szerokości 110mm i grubości 20mm. Uznałem, że z tego najłatwiej przygotuję wszystkie elementy, które potem będę łączył kołkami dodatkowo skręcał.
Tak zaczęła się produkcja i pierwsze problemy. Okazało się, że deski wcale nie są takie równe i wcale pióro nie trzyma jednego poziomu na całej długości deski. Trochę zabawy w przekładanie, wybieranie desek, by jakoś to pasowało a wygięcia wzajemnie się znosiły i miałem przygotowany materiał do klejenia. Po naniesieniu kleju ściągnałem wszystko pasami i usztywniłem poprzecznie deskami. Po sklejeniu wziąłem strug a następnie szlifierkę mimośrodową, by wyrównać łączenia i resztę powierzchni. Tak powstały wszystkie elementy szafy łącznie z drzwiami. Poskręcałem wszystko (bez drzwi), pomalowałem szarym impregnatem zgodnie z życzeniem żony i generalnie było dobrze. No prawie... drzwi po malowaniu wygięły się albo raczej skręciły. Jedno skrzydło delikatnie, ale drugie o 3cm na całej długości. I tutaj wchodzicie Wy, czyli Kornikowo, cali na biało. Czytam wszystko, co tylko mogę na temat możliwości wyprostowania tego. Postanawiam dorzucić na frontowej powierzchni deski po skosie, które mają to wyprostować. Oczywiście efekt tego okazał się raczej umiarkowany. Próby dociążania, suszenia itp. działały tylko w ograniczonym zakresie i po 2 dniach drzwi się znowu wyginały (w międzyczasie poczytałem trochę, jak się robi klejonkę i wiem, że robiłem to źle). Finalnie zdecydowałem się na wymianę drzwi na sklejkę 12mm, żeby zachować strukturę drewna. Nie są to deski, ale jednak drewno i finalnie lżejsze niż pierwotne drzwi, więc z sumie na plus, bo szafa trochę waży.
Cały projekt można zaliczyć do udanych (najważniejsze kryterium - akceptacja żony - spełnione), choć wiem, że trochę się przeceniłem i dysponowałem zbyt małą wiedzą i doświadczeniem, by się za to brać.