Akurat nam by się przydało mniej żreć podłego jedzenie szynka codzienna, kiełbaska babuni, co 3 lata nowa pralka, "wyższe studia" dla każdego.
Jeśli by Ci się przydało to bierz się za robienie. Osobiście nie widziałem, ale w krakowskich zakładach mięsnych sąsiad brał białe robaki, wiadrem. Szczury też podobno biegały wypasione.
Ja właśnie pekluję boczek i baleron :>
Wydaje mi się że Solvay to raczej za komuny nie był w Polsce.
Solvay był przedwojennym zakładem, nie pamiętam jak się nazywał w nomenklaturze PRL ale wszyscy pracownicy mówili o nim Solvay
O, jest
https://pl.wikipedia.org/wiki/Krakowskie_Zak%C5%82ady_Sodowe_SolvayW takich przychodniach pracowali ci sami lekarze co poza nimi ani lepsi ani gorsi. (czyli jak piszesz wszyscy lekarze wtedy mieli w h.. ludzi)
Ale ich szefami było kierownictwo zakładu pracy, a wicie rozumicie, mamy zobowiązania na 22 lipca, to sobie pochorujecie w sierpniu, a teraz calcypiryna i jutro do pracy
Ilość uczelni była zdecydowanie mniejsza, czyli mniejszy dostęp do produkcji mgr i inż. - ja uważam to za plus komuny (masowość === niska jakość, obniżenie poziomu do średniej i produkcja frustratów z tytułami).
Majfriend, dzisiaj podobne miernoty są w rządzie, jak ongiś w komitecie. Teraz mają tytuły z Hogwartu (KUL, Rydzyk), wtedy ze szkół politycznych PZPR.
O łatwości zdobywania tytułów może powiedzieć wielu mgr z dyplomem za tucznika :-)
Ludzie byli też bardziej życzliwi, to takie pojęcie obecnie nieznane .
Więcej optymizmu
Wyrwij się z miasta, poszwędaj się po Podlasiu czy Beskidzie poza miejscami turystycznymi. Troszkę Ci się optyka zmieni.
I jeszcze jedno za komuny zdecydowanie mnie było restauracji, obecnie mamy faktycznie "lepiej" możesz sobie pójść do "restauracji" mcdon lub kfc lub z kebabem. Dawniej to były bary a obecnie restauracje, takie na miarę obecnego konsumenta
W latach 90 w Krakowie chcieli zrobić bar mcdonald's. Radni rzucali kłody pod nogi, bo jak to na starym mieście bar! To miejsce dla restauracji. Po dość długich negocjacjach zmieniono nazwę i mc jako restauracja zaczął działać. Wtedy Wendy's podobno nie chciał się zgodzić na takie klocki i zamknęli knajpę (na dole był bar wendy's, a na górze "restauracja amerykańska" - ale jakoś nigdy w niej nie byłem.
Ale, dziś mam do wyboru w Krakowie pizzerii kilkadziesiąt (kilka przyzwoitych), w latach 80 pizzę można było zjeść w barze Wiarus. Miała postać niewielkiego placka napakowanego pieczarkami i posypanego serem (tego sera nie jestem pewny na 100%). Knajp włoskich, gruzińskich, francuskich, meksykańskich, orientalnych (od bud do prawdziwych z paskudnym dla białasa chińskim, oryginalnym żarciem) minimum kilkanaście.
Z kuchni zagranicznej była rosyjska restauracja, podobno dobra ale nie byłem. Z naszej kuchni było sporo knajp. Doskonała kuchnia w hotelu oficerskim, nie dla zwykłych ludzi. W hotelach też były dobre, nie za pensję zwykłego pracownika. Restauracje dla mas z tego co pamiętam nie robiły szału jakością i swieżością produktów (nie jadało się w knajpach często bo nie było nas na to stać). O, hamburgerownia była! Bar "Wojtek" na Plantach. Ostatnio była tam informacja turystyczna. Z nostalgią wspominam grube frytki, nasączone tłuszczem oraz kawałek ryby (tak! ryby.) w bułce
Wierzynek czy Hawełka to były perełki, ale podobnie jakiś dzisiaj nie na co dzień chyba że byłeś cinkciarzem czy tam innym badylarzem, albo członkiem z ramienia wysuniętym na czoło ;-)
To się w sumie też nie zmieniło ;-)
Banków było mniej, mamy postęp w końcu Banki mają "produkty", czyli "coś" wytwarzają. Za komuny to było zwykłe na banki a teraz tworzą wartość dodaną
Czepiasz się, usługi bankowe były takie jakie potrzeby i możliwości. Generalnie pieniądze były g. warte i jak miałeś okazję to wydawałeś wszystko do spodu. A jak potrzebowałeś kasy to wystarczyło sprzedać to co kupiłeś w sklepie (maszyny, pojazdy, AGD) za wyższą cenę i z pocałowaniem ręki.
Kapitalizm jest OK, ja nie narzekam ale odrobina poprawy jakości by się przydała, taka dla "mas" a nie dla elity, która i tak sobie zawsze poradzi.
Kapitaliści uważają że każdy może głosować pieniędzmi, więc zamiast kupować produkt szynkopodobny za 20zł/kg, można kupić szynkę za 50zł/kg. itd itp. A jeśli ktoś chce żreć szajs to jego wybór. Może np jeść pyszności przez dwa tygodnie, a dwa tygodnie szczaw i mirabelki z torów kolejowych. Wtedy producenci poprawią jakość i droższa szynka potanieje ;-)
Wakacje są, wsiądź w pociąg czy samolot. Wyskocz na Białoruś czy do Wenezueli. Wymień tyle ile wynosi mediana zarobków w danym kraju i spróbuj za to przeżyć choćby dwa tygodnie.
Coś tam pamiętam i dlatego za żadne skarby nie chciałbym żyć w takim systemie, niestety trwa odbudowa PRL i obawiam się że już niedługo będziemy milionerami :-/