Prawdziwa zima ostatnia to była przełom 1978/79
Nie wiem skąd wiesz o tym, ale to prawda. 20 grudnia wyjechałem bydlęcym wagonem z metropolii Bartoszyce do uroczego zakątka kraju w Orzyszu. Nocowałem w namiocie, a jak . W nocy było najgorzej, termometr spirytusowy pękł, po prostu go rozsadziło. Wyjęty z wozu bojowego termometr bimetaliczny zatrzymał się na -43, gdyż był tam nit który go ograniczał.Sosny strzelały od mrozu, jak byś je z armaty trafił. Przez jezioro Klusy jeździliśmy bewupem do babki do Ogródka po gorzałe, żeby nie zamarznąć. Tak dotrwałem do wielkanocy, kiedy to morsowałem w tym jeziorze w pełnym oporządzeniu i giwerą, bo nasz transporter zatonął. To były zimy, nie to co teraz.