Noże kuchenne i ich ostrzenie to ciekawy temat.
Mam pewne spostrzeżenia to napiszę , a co...
1.Ludzie kupują często marketowy badziew gdzie stal jest porównywalna z blachą dachówkową.
2.O ostrzeniu zaczynają myśleć dopiero kiedy nóż jest zakatowany często do takiego stopnia , że trzeba odtwarzać krawędź tnącą. O wyszczerbieniach nie wspomnę.
3.W szufladach leżą noże sprzed kilkudziesięciu lat , zjechane na szlifierkach stołowych przez jakichś cześków co pojęcia nie mieli ale ostrzyli w falbankę często masakrując klingę.
4.Niektórzy kupują przyzwoite noże , które z czasem z braku sprzętu czy umiejętności zamieniają się w bezużyteczne tępaki.
5.Żadna gospodyni nie chce wyrzucić śmiecia i wymienić na coś normalnego ... bo wiesz , przyzwyczaiłam się.
Obserwuję to po moich sąsiadach i różnych znajomych , którym ostrzę te narzędzia
Stan świadomości zerowy
Co ciekawe od czasu do czasu ostrzę kilkadziesiąt noży używanych w zakładzie gastronomicznym śfagra
i się zastanawiam jak oni mogą pracować takim zajechanym sprzętem? Obecnie mają niestety kowidowy luzik
Jakby to powiedzieć trochę doświadczenia zebrałem i twierdzę , że do kuchni nie należy schodzić poniżej klasy Victorinoxa i niektórych Fiskarsów.
Noże należy utrzymywać w kondycji i nie doprowadzać do stanu padaki bo ostrzenie padaki to podwójna robota i czas.
Krawędź tnąca ma mieć wysokość ok 2mm i być równa na całej długości ostrza po obu stronach(nie dotyczy santoku ostrzonego jednostronnie). Niby sprawa znana ale spotyka się różne dziwne rzeczy.
Ja ostrzę na szlifierce wolnoobrotowej i polerka na kole filcowym z zieloną pastą 1500.
Za robotę zabieram się jak mam ok 20 sztuk bo mi się nie chce uruchamiać maszynerii na kilka sztuk.
Ustawiam kąt krawędzi 17,5 stopnia na stronę. Przetestowałem , że taki kąt jest poręczny w pracy nożem i przyzwoicie trzyma ostrość.
A poza tym jak ludzie mają po domach jakieś proste kuchenne ostrzydełka z prętami w X to sobie przy takim kącie spokojnie przeciągną krawędź zanim znowu ją zamordują.